Bycie rodzicem to nie ścieżka usłana różami. I nie bajka, w której książę na białym koniu całuje księżniczkę, a potem razem z potomstwem żyją długo i szczęśliwie. I celowo w niniejszym tekście wyciągnę na świat ten trudniejszy aspekt bycia rodzicem, choć pamiętajcie, że rodzicielstwo ma dwie strony i tej trudnej towarzyszy ta piękna, cudowna, pełna radości.
Ale dzisiaj nie o niej.
Dzisiaj będzie o tym, że może być trudno, może pojawić się ból, cierpienie, trudności, które wydają się być nie do przejścia, strach trudny do opanowania, ataki paniki i momenty, gdy zapiera dech w piersiach, nie z zachwytu, ale z lęku.
Rodzicielstwo to czasami depresja poporodowa ( i nie tylko), zniechęcenie, brak sił. To nieprzespane noce, choroby dziecka, które długofalowo mogą mieć wpływ na życie rodzica i całej rodziny.
Dużo tego może być. I nie piszę tego po to, by straszyć, choć takie uczucie może się pojawić po przeczytaniu tego, co powyżej. Piszę po to, by widzieć, że trudności i cierpienie wpisane są w bycie rodzicem, choć w momencie, gdy podejmujemy decyzję, by nim zostać ( lub decyzja „podejmuje się sama”), nie o takiej przyszłości myślimy.
Widzimy siebie i dziecko w błogiej harmonii, uśmiechniętych i szczęśliwych. Te małe cudne stópeczki, niezapomniany zapach niemowlęcia, te momenty, gdy uczymy dziecko świata i gdy przytulamy się z radością. I to jest dobre, ciepłe, moszczące nas w naszym nowym życiu.
Ale bywa, że zderzenie z rzeczywistością bywa brutalne, bo to, co dostajemy, nijak się ma do tego, czego oczekiwaliśmy, o czym marzyliśmy.
I co wtedy?
Co dalej?
Jak sobie z tym poradzić?
Gdzie szukać siły, by podołać temu, co przynosi życie?
Po pierwsze akceptacja.
To niezmiernie ważny temat, który w mojej głowie i sercu siedzi od lat, bo z pozoru to łatwe zadanie jest jednym z najtrudniejszych. Zaakceptować to, co jest takim, jakie jest.
Nawet w momencie, gdy to piszę, czuję jak jakaś część mnie się buntuje, grzechocze i woła: Jak to? Jak tak nie chcę! Chcę inaczej! Przecież nie tak miało być!
Macie tak samo?
Akceptacja jest pierwszym krokiem do zmiany. Najczęściej do zmiany, która zachodzi w nas samych i zaczynamy widzieć nasze życie z jego trudnościami, cierpieniem, zmianami, których nie chcieliśmy, a one są.
Zaczynamy widzieć nasze życie w pełni. I to może być początek nowej drogi.
Po drugie wsparcie.
I tutaj będzie o wiosce. Jest takie afrykańskie przysłowie mówiące, że „Do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska”.
Rodzice, dziadkowie, ciocie i wujkowie (te rodzone i przyszywane), bracia i siostry. Cała wioska, której my najczęściej nie mamy. Żyjemy pojedynczo, odłączeni od siebie, sami i niejednokrotnie bardzo samotni w swoim rodzicielstwie. Bez możliwości złapania oddechu, gdy dzieckiem zajmie się ktoś inny. Bez możliwości wygadania się, popłakania, bycia zauważoną/ zauważonym ze swoimi trudnościami. Bez wsparcia z zewnątrz.
I ja wiem, dajemy radę. Tylko jakim kosztem?
Czy można coś z tym zrobić?
Akceptacji można się uczyć. To proces, który trwa, więc im szybciej zaczniesz, tym lepiej. To taka moja refleksja, bo gdybym mogła cofnąć czas, zaczęłabym wcześniej.
Uczymy tego na naszych kursach uważności. Tego, jak być z chwilą, która jest, z akceptacją.
A wioska? Gdzie jej szukać, jeśli nie mamy jej w naturalnym, rodzinnym wydaniu?
Ja szukałam wśród osób z podobnym do mojego doświadczeniem. Wśród rodziców poszukujących odpowiedzi. I w tych grupach dawaliśmy sobie nawzajem wsparcie. Tam też mogłam zobaczyć, że nie jestem sama ze swoimi trudnościami, że nie jestem jedyna, że inni mają podobnie. Doświadczałam tego, co nazywamy wspólnym człowieczeństwem. I było to dla mnie zawsze pomocne, stanowiło nieocenione wsparcie, pomagało w codziennym funkcjonowaniu.
Jeśli czujesz, że to, co napisałam, to również kawałek o Tobie, przyjdź na nasze kurs Rodzicielstwo z uważnością i współczuciem.
Jest duża szansa, że znajdziesz na nim odpowiedzi na swoje pytania, dowiesz się co z tą akceptacją i poczujesz wsparcie grupy.
To może być początek jakiejś nowej drogi. A może moment na złapanie oddechu i pobycie z sobą i innymi we wspólnym doświadczeniu?
Co Ty na to?
Pozdrowienia z rodzicielskiego świata
Liwia
0 komentarzy